czwartek, 22 czerwca 2017

Recenzja zestawu # 22 (PZL P.7a – Arma Hobby 1/72)


Czerwiec 2017 roku okazał się bardzo obfitym miesiącem, jeśli chodzi o nowości modelarskie związane z polskimi samolotami w skali 1/72. Firma IBG Models wypuściła na rynek dwa piękne modele: P.23A oraz P.42, a Arma Hobby wydała długo oczekiwany zestaw wtryskowy z PZL P.7a! 



PZL P.7a to dla mnie model szczególny. Tak się złożyło, że wykonałem w swojej „karierze” trzy miniatury tego samolotu, korzystając ze starych wyprasek PZW Siedlce. Był to jak dotąd jedyny dostępny zestaw umożliwiający budowę P.7a w skali 1/72. Zestaw „słynął” z kwadratowego kadłuba, który nijak  miał się do oryginału, i karykaturalnego zagłówka za kabiną pilota. 


Przerobienie geometrii kadłuba nie było łatwym zadaniem, dlatego nie każdemu chciało się z tym zmagać. Co ciekawe, siódemka była pierwszym moim modelem, w którym podjąłem próbę samodzielnej waloryzacji i tworzenia elementów od podstaw. Było to w 2003 roku. 


Później (2011) wykonałem P.7a Leopolda Pamuły z fantazyjnym malowaniem na ogonie. Tym razem oprócz budowy od podstaw, postanowiłem również poprawić kształt kadłuba. 



Ostatnią siódemkę wykonałem dwa lata temu. Była to miniatura samolotu kpr. pil. Leonarda Habera, na którym zginął 23 kwietnia 1934  roku. Model trafił do krewnych lotnika.

Jak widać, miałem nieco do czynienia z tym tematem, dlatego z niecierpliwością czekałem na model Arma Hobby. I nie zawiodłem się! Nowy model Arma Hobby to drugi wtryskowy zestaw tego producenta (pierwszym była Iskra, której recenzję możecie przeczytać tutaj). Trzeba przyznać, że jakość zestawu jest naprawdę znakomita, a to za sprawą kilku rzeczy, o których wspomnę w dalszej części recenzji.







Zacznijmy od tego, że model doskonale leży w planach zamieszczonych w Polskich Konstrukcjach Lotniczych (t. 2) Andrzeja Glassa. To już norma dla Army, że rzetelnie opracowuje swoje miniatury. Elementy zostały odlane na przyzwoitym poziomie. Bardzo fajnie wyszła wewnętrzna struktura kadłuba w rejonie kokpitu. Znajdziemy jednak kilka niewielkich nadlewek, ale są one bardzo łatwe do usunięcia i nie powinny stanowić żadnego problemu. Widać je zwłaszcza przy stateczniku pionowym, rurach wydechowych i łopatach śmigła. W dolnej części steru kierunku pojawiła się również niewielka jamka skurczowa, którą przydałoby się zaszpachlować w trakcie budowy. Podejrzewam, że w niedługim czasie pojawi się osobny zestaw z żywicznym śmigłem, które z pewnością przydałoby się modelowi.





Drobne nadlewki przy niektórych częściach z całą pewnością nie są w stanie zepsuć doskonałego wrażenia, jakie robi blacha żłobkowana na skrzydłach i statecznikach. Moim zdaniem jest odwzorowana znakomicie! Jest tak delikatna, że modelarze hojniej obdarowujący swoje modele farbami mogą zatracić ją pod kolejnymi warstwami. Wydaje się również, że wgłębne linie podziałowe na krawędzi natarcia skrzydeł są nieco zbyt szerokie i wyglądają na nie do końca dopracowane. W ogólnym rozrachunku blachę trzeba jednak ocenić pozytywnie.
Mimo drobnych mankamentów producentowi naprawdę należą się wielkie brawa za poziom wykonania imitacji blachy falistej, bez względu na to, czy byłaby ona w tej skali w ogóle widoczna, czy nie (co wielokrotnie jest podnoszone podczas wszelkich dyskusji na temat blachy systemu Wibault w miniaturze).





Zestaw Deluxe zawiera niewielką blaszkę fototrawioną, na której znajdziemy tablicę przyrządów (jak dotąd nikt nigdy nie stworzył blaszki specjalnie dla P.7a, jest to zatem pierwsza fototrawiona tablica przyrządów siódemki na rynku). Blaszka pozwala wykonać dobrze zdetalowany kokpit, a skoro już o nim mowa, to warto pochwalić dodanie łukowatych ścianek biegnących po skosie wzdłuż oparcia fotela. To element, który trudno dorobić we własnym zakresie, a który jest dość charakterystyczny w przypadku kabiny P.7a. Blaszka zawiera również boczne panele przedniej części kadłuba, przygotowane dla wersji P.7a z żaluzjami osłaniającymi km-y Vickers. Obawiam się, że może to być trudny element do zamontowania dla mniej doświadczonych modelarzy, bo przyklejenie blaszki bezpośrednio na kadłub stworzy niezbyt naturalny „schodek”, a pocienienie plastiku na tyle, by blacha ładnie zgrała się z resztą poszycia nie będzie łatwym zadaniem.
W zestawie znajdziemy również żywiczne koła, które deklasują wtryskowe oryginały. Opony posiadają logo producenta i są pięknie odlane. Wykonano je z delikatnym ugięciem. 


Ogromny plus należy się również za kalkomanie, które wydrukował włoski Cartograf. Jest to producent znany z doskonałej jakości kalkomanii i pierwsze testy udowodniły, że oznaczenia doskonale siadają w żłobki blachy falistej. Fajnym dodatkiem są również tabliczki znamionowe, których nikt jak dotąd nie drukował.




(Zdjęcie z profilu Arma Hobby)

W zestawie znajdziemy dwie wersje wiatrochronu, jedną typową dla P.7a (trójkątną), a drugą znaną z samolotu P.11a. Niektóre siódemki były w nie wyposażone.



Kolejnym fajnym dodatkiem są maski ułatwiające dokładne pomalowanie felg oraz ram oszklenia.


Model będzie dostępny w kilku pudełkach, z których każde będzie zawierało inne dodatki i schematy malowań. Od dziś można zamawiać zestaw Deluxe, który był obiektem niniejszej recenzji. Pod linkiem możecie obejrzeć malowania, jakie będą w nim zaproponowane:


W kolejnych pudełkach znajdziemy kolejne, nowe schematy.


Podsumowując, otrzymujemy kolejny bardzo fajnie zrobiony model samolotu, który oddał duże zasługi polskiemu lotnictwu. Tym razem przyszło czekać na nową P.7a niemalże 30 lat. Z przyjemnością wezmę na warsztat kolejną, czwartą już siódemkę. Tym razem jednak nie będzie to budowanie niemalże wszystkiego od zera, ale przyjemna zabawa z naprawdę porządnym zestawem. Polecam!

Zestaw można zamawiać na stronie producenta:

4 komentarze:

  1. ..great review thanks! This looks to be a really excellent kit of an important type. I have placed my order..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yes, this is a very nicely done kit. Enjoy the build! :)

      Usuń
  2. Pozwolę sobie nie zgodzić się z jedną kwestią - większość "siódemek" miała krótkie wnęki kaemów, zaopatrzone w żaluzje! Wnęki dłuższe, odkryte, posiadały jedynie samoloty dwóch ostatnich serii produkcyjnych (bodajże od numeru 108 wzwyż) i te, które (po wypadkach?) wyremontowano i przezbrojono z Vickersów w kaemy PWU.

    OdpowiedzUsuń